Lobotomia - terapia rodem z horroru
Co jest lepsze dla pacjenta? Nieustanne cierpienie związane z pojawiającymi się halucynacjami, omamami i poczuciem zagrożenie, czy brak kontaktu z rzeczywistością i utrata ciągłości własnego ja? Takie pytania zadawano sobie w latach 40tych i 50 tych XX wieku, kiedy lobotomia, jako zabieg mający poprawić sytuację chorych psychicznie był szeroko stosowany.
Lobotomia to przecięcie włókien nerwowych łączących płaty czołowe ze wzgórzem. W efekcie pacjent - o ile przeżywał operację - nie doświadczał już omamów czy halucynacji. Ceną za uwolnienie jednostki od natręctw lub omamów była amnezja, utrata ciągłości własnego ja, a nawet utrata zdolności do odczuwania emocji. Mimo tych niekorzystnych a nawet tragicznych efektów, lobotomię stosowano chętnie, wykonując tysiące zabiegów rocznie.
Jakkolwiek obecnie, lobotomia budzi przerażenie i myśl o barbarzyństwie stosowanym w medycynie pierwszej połowy XX wieku, to zaznaczyć trzeba, że poza lobotomią inne, stosowane metody nie były wcale ani bardziej humanitarne, ani też bardziej bezpieczne. Dla poprawy stanu pacjenta, stosowano bowiem tak kontrowersyjne czy wręcz szkodliwe metody jak śpiączka insulinowa, wstrzykiwanie zarazków malarii, elektrowstrząsy czy polewanie lodowatą wodą dla wywołania szoku. Lobotomia jako metoda terapii została powoli wycofywana po pierwszych odkryciach środków psychofarmakologicznych.
Dziś lobotomia jest zakazana.
Jeśli masz pytanie, wątpliwości, jeśli Ty lub bliska Ci osoba miała kontakt z depresją, podziel się z nami swoją opinią, doświadczeniem lub wiedzą. Dziękujemy!